Strona GłównaArtykułyKalendarzGaleriaStrona archiwalnaLinkiO nas


30 lat minęło …
Lesław Materniak – PTMA Krosno

        Czas biegnie nieubłaganie. Podobno im starszym się jest tym biegnie szybciej. Nie wiem czy to prawda. Pochłonięci naszą codziennością, nie zdajemy sobie sprawy, że są zdarzenia - zjawiska - w skali wykraczającej poza naszą codzienność, które zdają się być w jakimś sensie miarą czasu przemijającego. Takim zjawiskiem była przed trzydziestu laty kometa Halleya, bodaj najsłynniejsza z komet - obiektów niezwykłych. Przed laty budziły one lęk i trwogę, potem ciekawość i to nie tylko wśród miłośników gwiaździerskiego nieba. Te najjaśniejsze bowiem wyglądały naprawdę imponująco i tylko szkoda, że teraz, w tych latach nie możemy na niebie widzieć czegoś równie ekscytującego.

    O komecie Halleya przeczytać możemy choćby w internecie bądź w obfitej literaturze, ale nie do końca o wiedzę tu chodzi. Przed 35 laty oczekiwałem zjawienia się jej na gwiaździstym niebie i lata 1985-1986 wydawały mi się wciąż takie odległe ...ALe właśnie ten czas - biegnący tak wciąż i wciąż do przodu sprawił, że nadszedł listopad i grudzień 1985 roku i kometa Halleya, jaśniejąc coraz bardziej, minąwszy gromadę gwiazd Plejady w gwiazdozbiorze Byka, stała się dostępna do obserwacji dla posioadaczy lornetek, chcących zobaczyć ten legendarny, jedyny w swoim rodzaju obiekt w dziejach nowożytnej astronomii.

    Była to Wigilia 1985 roku, ten niepowtarzalny wieczór - tym razem księżycowy i nieco wietrzny, a karpacki wiatr sprawiał, że nad górami tkwiła wciąż ławica chmur, i właśnie nad nimi widniał wtedy gwiazdozbiór Wodnika. Tam, będąc wtedy w Rymanowie, na tą gwiaździstą konstelację skierowałem lotnetkę i zobaczyłem ją - kometę Halleya! Wyglądała jak maleńka plamka, a raczej, jak maleńki kłębek waty, rzucony na gwiaździeste niebo. Nazajutrz, będąc w Miejscu Piastowym zobaczyłem ją ponownie.

    Potem dane mi ją było widzieć 5-go stycznia w Krośnie. Wyglądała podobnie, oglądana przez dużą lornetkę była niczym jasna plama o rozmytych brzegach. Świadomość, że patrzy się , ogląda się bodaj najsłynniejszą z komet była ekscytująca, no i to miejsce obserwacji - dach bloku przy ulicy Podchorążych!

    Potem kometa "powędrowała" na południowe niebo i widać ją było na antypodach czy też w strefie równikowej, a szkoda, bo właśnie wtedy była najjaśniejsza, ale my - tu w Europie, widzieć jej nie mogliśmy, bo obszary gwiaździstego nieba, po których wędrowała kometa są u nas pod południowym horyzontem. 

    Minęło kilka miesięcy. Nadszedł kwiecień i słynna pamiętna katastrofa reaktora jądrowego w Czarnobylu. Nie było nam do śmiechu bo wiał wiatr ze wschodu niosący nad Polskę promieniotwórczy pył, a pogoda była od wielu dni wspaniała... W ten czas niepokoju, zwłaszcza o los małych dzieci, którym podawano wtedy płyn Lugola (gdyby wtedy obłok promieniotwórczy nie powędrował nad Szwecję, pewnie nie dowiedzielibyśmy się o rozmiarach zagrożenia), więc właśnie w ten czas szczególny, wróciła na nasze europejskie niebo. Mieszkając wtedy w Krośnie, późnym wieczorem wziłąłem lunetę i poszedłem w stronęŁężan, gdzie niebo jest już ciemne, wolne od blasków krośnieńskich lamp ulicznych. Dość nisko nad południowym horyzontem widnieją wiosną gwiazdozbiory: Puchar i Wąż Wodny. I właśnie w tym miejscu odnalazłem bohaterkę mojej opowieści. Niestety, nie była tak jasna jak wtedy, gdy wędrowała przez konstelacje południowego nieba. Byłataka jak 5-go stycznia, gdy widziałem ją po raz poprzedni, nie miała warkocza, a szkoda, bo  gdy odwiedziła nas poprzednim razem (a w nasze kosmiczne strony wraca co 76 lat), prezentowała się bardziej okazale.

    To było coś szczególnego, bo wiedziałem, że oto za kilkanaście dni kometa osłabnie, zmniejszy się jej jasność i nie zobaczę jej już nigdy. Oceniłem jej jasnośc na 6,2 wielkości gwiazdowej, więc niestety nie było żadnych szans zauważenia jej okiem nieuzbrojonym. Następnej nocy kometa zbladła nieco. Oceniłem ją na 6,3 magnitudo. Wygląało na to, że jej blask spada teraz szybko... o 0,1 magnitudo na dobę.. Wydała mi się, w porównaniu do wczorajszej nocy, nieco bledsza o nieco mniejszym stopniu kondensacji. Nazajutrz widać ją było z mieszkania na osiedlu przez lufcik w oknie. Po raz pierwszy zobaczyła ją wtedy Marysia - moją żona. Piątego maja znów udało mi się ją zobaczyć. Na skraju osiedla im, R, Traugutta ustawiliśmy lunetę. Zapadła ciemność majowej nocy. Wiał chłodny, wschodni wiatr,
obłoczek komety pieknie wyglądał wśród gwiazd - tubylców gwiaździstego nieba.

    Nadszedł piękny, słoneczny dzień szóstego maja a po nim pogodny wieczóe. Na skraju osiedla im. Romualda Traugutta w Krośnie Witold Kosiek zorganizował pokaz nieba przez teleskop dla uczniów z kółka geograficznego ze szkoły podstawowej nr 5 w Krośnie - Suchodole. Gdy zapadał zmrok dostrzegliśmy kometę Halleya. Na niebie nie brakowało ciekawych obiektów do obserwacji ale kometa była wśród nich czymś szczególnym. Oddalała się już od nas, bladła coraz bardziej. Tych obserwacji na skraju osiedla było więcej, jednym z uczestników był, sędziwy już wówczas, Jan Winiarski. Był on nauczycielem, przewodnikiem turystycznym, entuzjastą fotografii, a przede wszystkim astronomii. U schyłku życia, jakże cudownie wypełnionego popularyzację wiedzy i to w dużej mierze społecznie, dane mu było zobaczyć tę najsłynniejszą kometę.

    Minęło już prawie 30 lat od tych pamiętnych, majowych wieczorów. Kometa jest już teraz bardzo, bardzo daleko. Nie ma ani głowy ani warkocza. Zimna i ciemna  przemierza dalekie peryferie naszego Układu Słonecznego. Za 46 lat znów zbliży się do Słońca i do nas. Znów będzie miała głowę, pojawi się warkocz. Czy będzie jasna i zwróci na siebie powszechną uwagę jak w 1910 roku, czy widac ją będzie tylko w lornetkach i teleskopach? Na si młodzi koledzy będą mieli okazję się o tym przekonać.